Kliknij tutaj --> 🌨️ wielki mróz i ostry wiatr tekst
Ochronny krem do rąk na wiatr i mróz Oillan Winter doskonale natłuszcza i chroni dłonie przesuszone, podrażnione i z łuszczącą się skórą. Zawiera olej parafinowy, który nawilża skórę rąk.
groźny mróz - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
Tekst piosenki . Miau… Namalował dziś na szybie Tajemniczy czarodziej Srebrne kwiaty, srebrne drzewa W srebrzystym ogrodzie Srebrne ptakii owady Srebrne kwiaty, srebrne liście Cały świat zaczarowany Iskrzy się srebrzyście Miau… Przyszedł mróz czarodziej Szron ma w siwej brodzie Sypnął śniegiem z kieszeni Cały świat odmienił
NADZY NA MRÓZ - happysad zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - NADZY NA MRÓZ .
Ochronny krem do rąk na wiatr i mróz, Oillan Winter. Zabezpiecza podrażnioną, suchą oraz łuszczącą się skórę dzieci i dorosłych przed negatywnym działaniem czynników atmosferycznych (wiatr, chłód, mróz). Składniki aktywne: Ekstrakt z alg antarktycznych – intensywnie nawilża oraz zapobiega utracie wody z naskórka.
Site De Rencontre Pour Seniors Totalement Gratuit. Leśna fujarka - Kamila WaleszkiewiczBajki na dobranocBajka z cyklu: Opowiastki Z Wróżkami I Nie Tylko Hlip, chlap,…, kap, … kap, … kap,… , och!…ach!… Hlip, chlap, … – Co to? – Zastanawiał... Lis i osieł - Ignacy KrasickiKrasicki dzieciomLis stary, wielki oszust, sławny swym rzemiosłem, Że nie miał przyjaciela, narzekał przed osłem. „Sameś sobie w tym winien – rzekł mu osieł na to – Jakąś sobie zgotował,... List jesieni - Jadwiga HockubaWierszykiPrzybywaj zimo, siwa damo, dawno już spadły wszystkie liście. Wdziej swoje futro, czapkę włóż, bo tu, w kałużach błyszczy mróz i wiatr w gałęziach świszcze. I...
Od czwartku do soboty prognozujemy w Polsce silny wiatr, który związany będzie z przemieszczaniem się blisko naszego kraju niżu Porywy wiatru na nizinach osiągną na ogół 60–80 km na godz., nad morzem lokalnie 100 km na godz., a w Tatrach przejściowo powyżej 100 km na godz. Tak silny wiatr jest groźny dla naszego życia i zdrowia, dlatego apelujemy o zachowanie ostrożności Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Za zamieszanie w pogodzie od czwartku odpowiedzialny będzie głęboki układ niskiego ciśnienia, który znajdzie się nad Skandynawią. W jego centrum ciśnienie spadnie do zaledwie 984 hPa. Następnie zacznie on powoli zanikać i przesunie się nad Białoruś, a następnie Ukrainę. Tymczasem na Atlantyku usadowi się rozległy wyż, w którego centrum ciśnienie będzie o blisko 50 hPa wyższe. Stąd prognozowane silne porywy wiatru, przede wszystkim w pasie nadmorskim. Polecamy: Zgniły wyż ściąga nad Polskę chmury i chłód. Gdyby był styczeń, mielibyśmy wielki mróz Wichura w Polsce. Kiedy i gdzie powieje najmocniej? Pierwsze silne porywy wiatru pojawią się już w czwartek, kiedy z północnego zachodu na południowy wschód zacznie przemieszczać się dość szybko front atmosferyczny z opadami deszczu do 5–15 mm. Po południu w większości kraju wiatr w porywach ma osiągać 50 km na godz., na Pomorzu 65 km na godz., zaś nad samym morzem nawet 70 km na godz. Dalsza część tekstu pod materiałem wideo. Największa wichura mieszkańców Wybrzeża czeka jednak wieczorem i w pierwszej części nocy z czwartku na piątek, kiedy między Ustką a Świnoujściem wiatr może rozpędzić się aż do 100 km na godz. Takie podmuchy wiatru są w stanie wyrywać drzewa z korzeniami. Na morzu wystąpi sztorm. Bardzo mocno powieje także w głębi lądu – przeważnie między 60 a 80 km na godz. Zobacz: Czy w tym roku zima też będzie biała? Synoptycy już to sprawdzili Największa wichura zaatakuje w nocy z czwartku na piątek nad morzem Wietrznie będzie również w piątek. Z reguły porywy wiatru nie przekroczą jednak 65 km na godz., a na wschodzie oraz w Małopolsce 75 km na godz. Prawdziwa wichura przeniesie się natomiast w Tatry, gdzie niewykluczone są podmuchy do ok. 110 km na godz. Apelujemy zatem, aby tego dnia powstrzymać się od wycieczek na górskie szlaki - taki wiatr stanowi realne zagrożenie dla naszego zdrowia i życia. Foto: Piątek również będzie bardzo wietrzny Silniejszy wiatr da nam się we znaki jeszcze w sobotę, głównie na północy, wschodzie i częściowo w centrum, gdzie prognozy wskazują na porywy dochodzące do 50–65 km na godz. Od zachodu i południowego zachodu wiatr ma jednak szybko słabnąć, co będzie zapowiedzią dużo spokojniejszej aury w następnych dniach. Przeczytaj: We wtorek poprawa pogody. Będzie nieco cieplej i pojawi się więcej słońca Foto: Od soboty wiatr zacznie powoli słabnąć Cieszymy się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści. Źródło: Onet/wxcharts
Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. 19 stycznia 2006 | Kraj | NP NS POGODA Zima znów zaatakowała Idzie ostry mróz, zamiecie i zawieje Idzie fala mrozów: w ciągu najbliższych kilku dni temperatury mogą spaść nawet do 30 stopni poniżej zera. Z takim śniegiem jak w Opolu zmagali się kierowcy w całym kraju (c) WITOLD CHOJNACKI Meteorolodzy ostrzegają... Dostęp do treści jest płatny. Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną. Ponad milion tekstów w jednym miejscu. Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej" ZamówUnikalna oferta
WIERSZEWYBRANE 1940 – 42 *BACZYŃSKI Ukochanej mojej Basieńce Krzysztof Baczyński. dn. 15 / lutego / 1942 r. I Część Lasem. Chodzę lasem, zostawiam nie ślady lecz tropy i sapię w wązkiej norze oddechem włochatym. Czy to prawda, że żyłem rybą przed potopem i że jestem dziś wilkiem kochającym kwiaty? Jakże płyną te sosny? sierść ma zapach ostry. Patrzę wam prosto w oczy, a krok mój jest wiekiem. Gdzie las się kończy nagle fioletowym ostem myśliwy z psem,który też był kiedyś człowiekiem. listopad 40r. Pod nieba dłoniastą palmą nie daj mi chodzić samotnie Agni. Otwórz rzeki, a sosny krzykiem z ognia i wiosny podpal i nagnij. W jakie zimy prowadzisz, jakich kolęd słuchać śmiertelnych? Otom jest syn wygnany z ziemi niepoznanej niewiernej. Obce mi niebo czarne i białe zawieszasz nad czas samotny, oceany z kamienia, w które się przemieniam jak w lodach okręt. Nad dniem ostatnim stawiasz mi długie, woskowe świec rzędy, które są stare drzewa, kiedy w portów brzegach rżą argonauckie okręty. Odbierz mi ziemię, miłość rozumną oderwij i porwij z posród umarłych rzeczy, gdzie dojrzewa wieczór o woni morwy. Daj mi konia o Agni z żółtych, strasznych płomieni i białych, bo oto spadam owoc w grób ziemi pod sobą dojrzały. 3 grudzień 40 r. Żal. Pozcinano drzewa światowidom, ścięto głowy buntom dziecięcym, bo nie przyjdą anioły z ptasich puchów, nie przyjdą. Oto nóż szafotów do chleba. Cóż więcej? Zatroskane madonny mdleją jakbyś podniósł ziemi upiorną powiekę więc żal mi, żal, bo świat to żal za utraconym człowiekiem. luty 41 Wydęte karawelle o żaglach z czerwonych motyli pachnące cynamonem, pieprzem i imbirem upływają po morzach mosiężnych, a wtyle delfiny ciągną jak antyczne liry. Jacyż na rufach zdobywcy odlani z płynnego złota w pieśniach wysmukłych jak skrzypce z puszystym wejrzeniem kota. A zawsze tak sam daleko dzwonią na widnokręgu maleńkie archipelagi, które dosięgnąć ręką. Tam w wyspach małych jak uśmiech przez dżungle tygrysiej trawy wędrują złote strusie i szyldkretowe żyrafy. W różowym hamaku wybrzeża koń purpurowy gna, a z dziupli zagląda w pejzaż maleńki, induski strach. Kto ten krajobraz zbudował na wiotkim cieniu zamyśleń, nad trąbką wiatru wydymał policzki wezbrane jak wisnie. Oto zwrotniki płonące jak złoto-czerwone piekło. Maleńkie archipelagi zawsze tak samo daleko. Strzelały race gwiazd w przestrzeń wydętą i ślepą, spadały księżyce napłask do dna stopionego w srebro Spiewały ryby skrzydlate pieśni przejrzyste i szklane kiedy w wyblakłe rano okręt upływał nad światem. Oto legenda marzeń śmiesznych ptaków ze snu. Nocą to tylko żeglarze płyną na dziwny łów: Patrzeć, patrzeć na niebo smutku, nad drzewo odarte historji. Tam białe trupy zdobywców herosów zastygłych w orion. Tam tylko w hamaku plaży dziewczynki z miedzi kołyszą pieśni zgubionych żeglarzy zarosłych czasem i ciszą. 21 luty 41 Danowi synowi Toma. Z psem. 1. We dwu przyjacielu, przez las po jasnych pętlach dróg, poprzez polany biegnące napłask we dwu przyjacielu, we dwu. Masz twarz obrosłą, masz twarz jak ogień jeleni natchnionych przez grom. Pędzą przed nami zdumione drogi z obłoków, z liści, z wszystkich stron. Las to także jest dno pod powierzchnią zamkniętą wiatru. Bije burz magnetycznych batóg, gdy w muzykę płyniemy i światło jak dziecinny, grający bąk. 2. Gdzie ta droga przystaje? — powiedz. Rwą dziecięce koniki w śmierć. Biją mokre po deszczu gałęzie świerkowe w twoją wzniesioną jak trawa sierść, w moją płonącą gwiazdami głowę i w nasz nieludzki rytm jak wiersz. We dwu przyjacielu, we dwu w uroczysku brzęczących godzin wytropimy zielony cud drugich narodzin. Przez ten płomień roztartych mchów, poprzez liście drgających nut kwitnie zwierząt rogaty oset. Coraz dalej, przyjacielu, we dwu zatrzymamy na krawędzi snu drętwiejące nogi bose. Powrócimy przyjacielu we dwu zamyśleni tak głęboko w smutek tamtych nut, w ten najwyższy z zielonych tonów, że spóźnimy się o wszystkie pory roku na zmącony życia wodopój jak na wieczerzę do domu. Kirszek 9 sierpień 41r. Magia. Dym układa się w gryfy, postaci i konie nad rozlewanym ogniem, a on czesząc grzywy żółtych płomieni woła: przez gwiazdy zielone zaklinam cię demonie, Aharbalu przybądź. Wtedy przez pustą ramę portretu wychodzi duch ogromny szeleszcząc od niebieskich iskier i staje u pułapu jak wstrzymany pocisk naprężonych obłoków i unosi wszystkie rozlane dymy w sobie. Wtedy on zbielały porywany przez ciszę, trojony przez cienie Aharbalu — zaklina — przez ten dym stężały, Aharbalu — zaklina — przynieś jej wspomnienie. Więc w suchym blasku iskier rośnie łuk różowy piersi wygiętych twardo, ust rozwartych koncha, podłużne liście powiek. Wtedy z jego głowy odrzuconej w odległość wypływają oczy jakby łzy, w których widać odwrócony obraz coraz mniejszy; i płacze: o siostro niedobra! a już ona jak kamień — rozpuszcza się w nocy. 15 październik 41r. II. Część Krzyż. Za tych — co batem scięte liście, za tych — co ptaki z wosku lane, tych — co im krew znużeniem tryśnie i tych — co wbici cieniem w ścianę i za zwierzęta konające, którym powoli oczy bledną — — chciałbyś odrzucić Bogu — życie, umrzeć raz drugi jak zbawiciel; ale zawarty tobie upływ krwi, i związane ręce w supły, bo ty nie twórczym niepokojem, a tylko, że się patrzeć boisz. 25 listopad 41r. Z szopką. Górą białe konie przeszły, trop dymiący w kłębach stanął. W gwiazdach płonąc cicho trzeszczy wigilijne siano. Z poza gór czy zponad ziemi anioł biały? kruchy mróz? starcy w niebo nachyleni? Anioł biały szopkę niósł. • Zamknąć tak — to ironicznie — w daszek gwiazdom pobielany płomień wieków i człowieka w tekturowe cztery ściany. Zamknąć tak — to z odległości — w dwie figurki — czarną, białą rozdeptanych epok kości i spalone żądzą ciało. • W naprężone kusze burz anioł biały szopkę niósł. • A figurki w męce gasnąc coraz słabły, zanikały w napowietrzną gwiazdy jasność, tekturowo — popielały. Śmiał się anioł pół-uśmiechem z ich uporu, a nie grzechu, że tak jedni, choć ich stu. • Anioł biały szopkę niósł. • Aż na grudzie stopą lekką stanął niby mgłą i skałą i koślawe, głodem ścięte ujrzał w grudę wbite — ciało, żeber czarnych łuki spięte, poskręcane rydle rąk, brzuch jak bęben życia wzdęty, brzuch zsiniały, brzuch jak tłok i zawrócił. W nieba plusk poczerniałą szopkę niósł. 2 grudzień Bóg jest śniegiem — on ziemię połączy z niebem nakształt liści milczących, które z drzewa ostatecznych zamilczeń szczerzą oczy pół boskie — pół wilcze. Bo tak świecić jak on — ciemnością, tworzyć razem błądzenie i kościół jest nieznane. Tylko ci co najdalej w kręgach białych jego twarz poznali. • Jesteś w śniegu, a śnieg oburącz ogarnąwszy — co w nim zobaczysz dotykalne spadnie ciały kulą i żywymi oczami zapłacze. Ty w nim ręki skinieniem drążąc różowawe ciała kobiet wywołasz, róg danieli, ptaki jak mosiądz szybujące w gotyckich kościołach. I pomników zamyślenie wieczne, kanonierów o lawety wspartych, których dawno śnieg wchłonął i przestrzeń, pokolenia idące, a martwe. A gdy urny ziemi zadymią, będą śniegiem bez legend i imion. • Taki w blasku niby, a w ciemności stojąc, płynąc nie znasz odległości, bo co w tobie — za tobą dąży, co najdalej — to łoża drąży wgłąb spojrzenia, a ziemia w tobie mrze w kolebce, zaczyna się w grobie. Ziemią pocznij — odpowie obłokiem, pocznij śniegiem — ziemią odpowie. Więc ty w gwieździe się pocznij wysokiej przejdź człowiekiem i sznurami owiec, przejdź morzami jak syn człowieczy zgiń piorunem i wrzawą mieczy wieczny będziesz — czy się zmienisz w słowo, czy w grobowce, czy w zielony owoc. • / Kulig / Tobie cóż jeszcze? Sań ptaszęcy trzepot z miast kamiennych nawet wyfrunie, bo wiosłując ramionami przez niebo zaczniesz w ciszy, skończysz w piorunie. Może ptaki, nie liście, może sen, może dzieci puszyste jak len — poprzez kręgi śniegowe prą w puklach blasku, w zamęcie rąk. To w mamutów galopie, w nagłych łyskach ich kłów w lustrach zbudzić się przyjdzie, czy w grobie na łów gwiazd pędząc miły, na gwiazd łów. Noce, dnie obok sanny prą, jędrne słońca i komet bąk — to w zdumienia, to w cienie snów, na łów gwiazd towarzyszu, na łów. • My czy w gospodzie, na dróg zakręgu, czy w ciemności staniemy nakoniec? Przeżegnamy się drzewem, czy ręką? Staną gwiazdy parując jak konie. I rozżarzą się polana w kominie — błękitnawe, purpurowe kolumny, a ten kamień wielki jak niebo, a te drwa jak płonące trumny będą zwolna jak róże złote przekwitały, rozwijały płomienie, aż się staną jak niegdyś — potem, ludzką krwią i ludzkim kamieniem. I w szkielety czarne zapatrzeni powrócimy spowrotem do ziemi. Tylko śnieg co jest Bóg i rzeczy płynność, co nad ciszę i nad krew niewinną elementy spopielałe połączy z niebem — nakształt liści milczących. 8 grudzień 41r. Dzień sądu. Każdy dzień jest dniem sądu bez kary jak w niepamięć idące pożary niewidzialny — na ziemi — nisko, niechwytany przepala wszystko. Chociaż dzwonią owoce w uśmiechach i świątynie wzrastają na grzechach, chociaż młodość wytryska i starość każdy dzień jest dniem sądu bez kary. A kto nagle na mchach zobaczy jakieś tropy jak łuny rozpaczy i w marmurze, czy ptaku rozpozna, że stanęła ziemia nieostrożna zadrży prochem, zadymi pożarem w nim zobaczy dzień sądu bez kary. grudzień 41r.„Zato i rycerz nie lada gwałtownik, lecz ów co czeka...” ( Bohater. On w wielości stoi pośród rzeczy, które rosną w potwornej przemianie, pośród roślin przezroczystych mieczy, pośród zwierząt, ludzi, a poznanie będzie obce mu, by trudniej było wielość formy połączyć w miłość. Więc się mienić będą i brunatnieć z złotych formach dojrzałe oczy, to obłoki będą dnem się toczyć, dnem tych spojrzeń, by nie było łatwiej snów od ludzi, kamieni od rąk porozróżniać, a gradu od trąb. A ten, który przeciw niemu zawoła o swej sile i wstrząśnie owadem wszechmałości — przejdzie w apostoła przemartwiały swej słabości jadem i ze strachu potęgę głoszący w pięści zmienić chce gwiazdy i słońce. On w wielości stoi. Wśród kaskady tryskającej mleczem i tonami, a nie spadnie choć poryty gradem i nie wiedząc, gdzie koniec — nie skłamie. Ani w bojach zjednoczy się w ogień, ani w ludziach nie przystanie z trwogi. I nie wiedząc choć otchłań zobaczy i nie wierząc w wiarę, która depcze czuciem światła łącząc przez powietrze tak gwiazdami i łzami zapłacze. Ręce kładąc prosto w tęczę tonu sklepi ziemię z niebem nakształt domu. Będzie człowiek w ludziach, zieleń w ziemi nad wiekami trwający ciemnymi. 28 styczeń 42r. Serce. Serce jest ptak biały z drzew białych nieoderwany ptak — jak owoc niedojrzały, jak nieznajomość potęg, które w kolebach ziemi kołysały trwogę i miłość nim w ciało stężały, nim się nie stały młotem. A teraz młot, a nad nim cóż, gdy bije o ziemie lodowate, o serca niczyje cóż nad nim? Serce ptak biały z drzew nieoderwany karmiony krwią z Chrystusa pięciorany wzejdzie, czy spadnie? Serce ptak biały — nocą lot rozwija jak wstęgę, albo skrzydła jak kolumny wbija w ciemność, czy światło? A kiedy ptakom — ptakiem, ludziom — wiosłem sobie jest tylko śpiewem niedorosłe to już odgadłe. 12 luty 42r.
"Ciesząc się 40 godzin z górą wspaniałym widokiem Bajkału, ja i Piotr mój służący poodmrażaliśmy sobie twarze. Jest to bez wątpienia uwaga tak błaha, że nawet na wzmiankę, pośród opisu pięknej przyrody, zasługiwać by nie powinna". To fragment wspomnień Eugeniusza Żmijewskiego, który zimą 1844 r. konnym zaprzęgiem przedzierał się przez skute lodem Morze Syberii. Z czego wynikał zachwyt polskiego zesłańca? Czy zamarznięte jezioro naprawdę może być tak piękne? Pojechaliśmy nad Bajkał zimą. Nie można się przyzwyczaić Kiedy jesteśmy już w Listwiance, bajkalskim "kurorcie", nie mamy wątpliwości co do wrażeń Żmijewskiego. Świeci ostre słońce, a na błękitnym niebie nie ma ani jednej chmurki. Termometry pokazują minus dwadzieścia stopni, ale powietrze jest tak suche, że chłodu prawie nie odczuwamy. Przed nami otwiera się śnieżno-lodowa pustynia zimowego Bajkału. Najtrudniej jest pierwszy raz wyjść na lód. Tafla jest tak przezroczysta, że stąpając po niej, nie widzimy powierzchni, na której stoimy. Możemy obserwować oświetlone ostrym słońcem kamienie na dnie i ryby. Mamy wrażenie, że unosimy się w powietrzu, jednocześnie czując pod stopami twarde oparcie. Lód zdaje się uginać pod naszym ciężarem, tak jakby miał się zaraz zawalić. Po dwóch-trzech krokach musimy z trwogą uciekać na brzeg. Obok, na jeziorze stoi obojętnie trzech facetów w wielkich futrzanych czapach i czarnych kurtach ze skóry. Palą najtańsze papierosy prima, rozkuwają zamarznięty poprzedniej nocy przerębel i patrzą na nas jak na idiotów. Pół godziny później jesteśmy już jako tako oswojeni z bajkalskim lodem. Pieszo, wzdłuż brzegu ruszamy po jeziorze z Listwianki do położonej 20 km dalej osady Bolszyje Koty. Zimą w zamarzniętych Kotach mieszka zaledwie kilkanaście osób. Można tam dojechaćć po jeziorze - albo pieszo lub konno przez porośnięte tajgą góry. Wieczorem w kuchni u Anny Nikołajewnej w pobielonym piecu trzaskają palące się drwa, a przez okna między brzozami prześwituje ostra czerwień zachodzącego słońca. Rozmawiamy... Nagle z zewnątrz docierają potężne, głuche huki - strzela lód, który podczas gwałtownej zmiany temperatury napręża się i pęka. - Bywają takie dni, że strzela tak, jakby to była kanonada artyleryjska - mówi Anna Nikołajewna. - Człowiek mieszka tu, nad brzegiem tyle lat, a jednak Bajkał ciągle wzbudza strach. Do tego nie można się przyzwyczaić. Dla Buriatów, rdzennych mieszkańców tej ziemi, było to święte morze. Teraz też tutejsi ludzie się go boją, czują respekt przed jego mocą i wielkością. Najstarszy, najgłębszy, najczystszy Bajkał to najbardziej zadziwiające jezioro na świecie. Jest najgłębsze - 1637 m - i najstarsze, bo zaczęło powstawać w wyniku ruchów tektonicznych 30 mln lat temu. Liczący ponad 600 km długości i 80 km szerokości rów wypełnia 1/5 światowych zapasów słodkiej wody. W Bajkale funkcjonuje unikatowy ekosystem z tysiącem endemitów, czyli gatunków roślin i zwierząt nie występujących nigdzie indziej na świecie. Niezwykłe gatunki raczków (odkryte głównie przez Benedykta Dybowskiego - polskiego zesłańca), nazywane "sanitarną armią Bajkału", oczyszczają zbiornik z resztek organicznych i sprawiają, że woda jest prawie tak czysta jak destylowana (przezroczystość wynosi 40 m). Miejscowi kierowcy wlewają ją prosto do akumulatorów w swoich wołgach i łazikach. Jeziora nie zdołał zatruć nawet ogromny kombinat celulozowy w Bajkalsku, od ponad 40 lat wpuszczający do niego ścieki. Bajkał ze wszystkich stron otaczają pasma górskie, których najwyższe szczyty sięgają 2500 m ponad poziom wody. Stoki bajkalskich gór w większości porasta tajga, w której dominują modrzewie i limby syberyjskie. Część wybrzeży pokrywają reliktowe stepy - identyczne jak w Mongolii. Latem najpiękniejsze miejsca nad Bajkałem to niewielkie zatoczki, w których tafli odbija się żywa zieleń rosnących nad brzegiem lasów, oraz okolice, gdzie powierzchnia lodowatej wody kontrastuje z połaciami pofalowanych stepów. Urokowi tych pejzaży nie potrafią oprzeć się nawet ci, którzy przed przyjazdem na Syberię zwiedzili już pół świata. Ale i tak najpiękniejszy i najbardziej niesamowity Bajkał staje się zimą! Tafla wody zamienia się wtedy w lodowo-śnieżną pustynię, która skrzy się w promieniach ostrego słońca. Bajkał zamarza Kiedy w listopadzie na Syberii Wschodniej trzaska srogi mróz i wszystkie rzeki w okolicy skute są już grubym lodem, po Bajkale można jeszcze żeglować. Proces wychładzania i zamarzania tak wielkiego zbiornika wody jest na tyle złożony i długotrwały, że stabilna pokrywa lodowa tworzy się na nim dopiero w połowie zimy. Tymczasem pierwszy etap kształtowania się scenografii zimowego Bajkału zaczyna się pod koniec października. Na przemarznięte przybrzeżne skały wzburzone fale wyrzucają wodę, której krople błyskawicznie lodowacieją na podłożu. Sukcesywnie skaliste urwiska pokrywają się w ten sposób grubą skorupą z lodu, który z czasem przybiera postać ogromnych, fantazyjnych rzeźb. Równocześnie, od pierwszych dni grudnia, próbuje zamarznąć powierzchnia Bajkału. Początkowo jest to walka mrozu i wiatru. W nocy ten pierwszy tworzy na wodzie cieniutkie płatki lodu oraz nieco grubsze lodowe szybki, które później nie wytrzymują powiewów bryzy - łamią się i znikają. Przez wiele dni mróz musi podjąć naprawdę wiele nieudanych prób zamrożenia jeziora, by w końcu powierzchnia syberyjskiego morza pokryła się trwałą warstwą lodu. Zwykle Bajkał zamarza - czy, jak mówią miejscowi, "wstaje" - w styczniu. Później pod wpływem zmian temperatury pokrywa lodowa rozszerza się i ścieśnia, przez co w jednych miejscach tworzą się w niej szczeliny, a gdzie indziej odłamki skruszonego lodu wyrzucane są na powierzchnię. Kilkaset metrów wody pod stopami Wszystkie formy, budujące krajobraz zimowego Bajkału, są tak spektakularne, że - kiedy uda się już wyjść na lód - doprawdy trudno jest się po nim poruszać. Idąc przez lodową pustynię, co kilkanaście kroków zatrzymujemy się, kucamy, przyglądamy czemuś, fotografujemy, dotykamy i z wrażenia śmiejemy się jak głupi do sera. Niesamowite są kilkumetrowej wysokości lodowe "organy", przymarznięte do klifowych przylądków. W niektórych miejscach pomiędzy ich piszczałkami udaje się znaleźć wejście do grot, których ściany zbudowane są z idealnie przejrzystego lodu, podświetlanego ostrymi promieniami słońca. Rażące światło pozwala też dokładnie oglądać powierzchnię pokrywy lodowej. Gdzieniegdzie w jednorodnej tafli zatopione są wielokątne białawe szybki lodu, połamane przez wiatr i dopiero później zatrzymane w miejscu przez ostrzejszy mróz. Tworzą one obrazy niemal wyjęte z twórczości kubistów. Miejscami powierzchnia lodu jest chropowata (gdy do zamarzającej wody padał gęsty śnieg) albo idealnie śliska - tu trzeba mieć się na baczności, bo wywrotka jest nieunikniona. Po drodze musimy obchodzić liczące kilkaset metrów kwadratowych pola torosów, czyli lodu spiętrzonego na powierzchni. Niekiedy wyglądają one, jakby na środek Bajkału wyrzucono kilka wagonów potłuczonych szyb. W innych miejscach na taflę wyniesione są bloki lodu wielkości furgonetki. Niesamowita jest świadomość, że idziemy po cienkiej warstwie lodu, mając pod stopami nawet kilkaset metrów wody. Do bani! Mimo wszystko, w tym zamarzniętym, sterylnym i z pozoru nieprzyjaznym środowisku toczy się życie. W położonych nad samym brzegiem jeziora Bolszych Kotach każdego ranka gospodynie wychodzą na lód, by rozkuć zamarzający co noc przerębel. W cynkowych wiadrach przynoszą do domu wodę. Cztery dziewczynki dzielnie maszerują po śniegu do szkoły. Mężczyźni uruchamiają wysłużone motocykle z przyczepkami oraz niemniej sfatygowane łaziki i wyjeżdżają na Bajkał na ryby. Niektórzy rybacy na cały sezon zimowych połowów zaciągają samochodami na lód specjalne "chatki" - opierające się na stalowym stelażu i przykryte plandeką z folii i brezentu. Wewnątrz pomiędzy ławkami rozkuwają przerębel, a pod ścianą umieszczają prosty, metalowy piecyk, który dostarcza ciepła przez długie godziny spędzone wśród lodu. Mając taką bazę, na jeziorze mogą spędzać nawet kilka dni i do domu wracają dopiero, gdy ich skrzynie zapełnią się rybami. Łowią głównie omule - najpopularniejszy gatunek w Bajkale, nie występujący nigdzie indziej na świecie (gorący, uwędzony omul - palce lizać!). Po każdej wyprawie na zamarznięty Bajkał potrzebny jest dobry relaks. Najlepiej iść do bani, czyli syberyjskiej sauny parowej, pełniącej funkcję łazienki. To nieduży drewniany domek wyposażony w porządny piec, który nagrzewa leżące na nim kamienie i zbiornik wypełniony wodą. Korzystamy z takiego przybytku w Bolszych Kotach. Wchodzimy do bani, gdy powietrze jest już gorące i przepełnione intensywnym aromatem żywicy. Siadamy na ławach, rozgrzewamy się i czujemy, jak stopniowo opada w nas napięcie po wielu godzinach spędzonych na lodzie. Na gorące kamienie wylewamy przyniesioną z przerębla wodę, która z sykiem przemienia się w parę i uderza pod sufit. Okładamy się brzozowymi witkami. Gdy jest już tak gorąco, że nie możemy wytrzymać, wybiegamy z rozpalonej bani na 25-stopniowy mróz i nacieramy się śniegiem. Gdzieś w dali huczy Bajkał. Ala i Jędrzej Łukowscy
wielki mróz i ostry wiatr tekst